wykop.plPoleć stronę

Czytelnicy piszą

Serdecznie zapraszamy Państwa do czytania, pisania i dzielenia się swoimi myślami, nastrojami, emocjami, doświadczeniami, lekcjami, spostrzeżeniami, implikacjami do pracy itp. wynikłymi z lektury książki Berta Hellingera i Andrzeja Nehrebeckiego pt. "Miłość zaklęta w chorobie" na nasz adres mejlowy: wydawnictwo@pocieszka.com


Poniżej zamieszczamy zdjęcie i historię jaką otrzymaliśmy od czytelniczki.


Pepe, Daktyl i "Miłość zaklęta w chorobie"

Zosia: Zaczęło się jak przywiozłam książkę pierwszy raz do domu, miała dziwny nowy zapach, to na pewno. Kocury jakąkolwiek książkę przynoszę do domu to zawsze ją obwąchują, gdziekolwiek bym jej nie położyła czy ona jest w mojej torebce, na półce, czy leży w przedpokoju czy w ubikacji. Zresztą tak jest z każda nową rzeczą i osobą pojawiającą w naszym domu –zawsze będzie obwąchiwana przez nasze koty, przez Pepe, kocicę, szczególnie.


Adi: yhy


Zosia: Pierwszy raz się zaczęło właśnie tego samego dnia kiedy książka zjawiła się w domu. To właśnie Pepe sobie zaczęła na niej siadać. Był z tym mały problem, bo Pepe jest troszkę.. no to jest duża kocica i nie mieści się na niej. Między naszymi kotami jest tak, że jak jedno sobie upatrzy jakieś miejsce w domu to drugie zaraz go odgania. Właściwie to Daktyl tak się zachowuje wobec Pepe. I tak było też w przypadku tej książki. Kocica pierwsza ją sobie upatrzyła, i od razu Daktyl był bardzo zainteresowany. Zazwyczaj jest tak, że jak już Daktyl przegoni kocicę i zdobędzie jakieś miejsce, zabawkę, tasiemkę, wstążeczkę, to spada u niego zainteresowanie tą rzeczą. Przepędzi kocicę, przysiądzie na chwilę, pokręci się i zaciekawienie mu przechodzi. Natomiast w przypadku tej książki ta walka się toczyła przez kilka tygodni. Teraz Daktyl właściwe trochę już zrezygnował z władania tą książką. Jeśli zostawię ją gdzieś na podłodze, to się bawią zakładkami, które z niej wystają. Natomiast Pepe upatrzyła ją sobie od samego początku i gdziekolwiek by ta książka się nie znalazła, czy na stole czy pod stołem, czy w mniej dostępnym miejscu, to kicia zawsze się potrafiła rozpłaszczyć i wcisnąć żeby ją dotykać. Obecnie książka znajduje się w najbardziej dostępnym miejscu u nas w domu (na stoliku z telewizorem, albo na jednym z drewnianych stolików zrobionych przez mojego tatę), więc kiedy chce to sobie do niej podchodzi.

Na początku, z racji tego, że i ja i mój mąż sięgaliśmy częściej po książkę, to przemieszczała się ona dosyć często. Zdarzało się, że Pepe najzwyczajniej w świecie chodziła po domu i szukała jej. Jak już znalazła to robiła na nią takie „klap!”. Kocica ma fajne charakterystyczne ciałko, jest bardzo miękka (zresztą jak okładka książki), przyjemna w dotyku, i jej ciało potrafi się tak specyficznie rozpłaszczać, rozpływać i przylegać zwarcie jednocześnie. Jak już wchodziła na książkę to opadała na nią z takim wielkim, głębokim oddechem, takim „sapnięciem”. Taki luz, westchnięcie.


Adi: A jak ty myślisz o co one walczą? Te koty?


Zosia: No wiesz.. jak Daktyl ją gdzieś zgania z różnych miejsc ona zazwyczaj mu ustępuje. Natomiast w przypadku książki było kilka takich sytuacji że kicia tak po prostu: prawy, lewy sierpowy na zmianę, bez pazurów tylko najzwyczajniej: w pysk mu przywala. Tak ostrzegawczo, sygnalizująco: ciach, ciach! Fajnie by było to nagrać, właśnie ten moment.. Daktyl ma wtedy taką specyficzną minę jakby wiedział, że nie ma się tutaj co pchać i koniec. Także ona tutaj wyraźnie zaznacza swoje terytorium, co jej się rzadko zdarza, bo Pepe zazwyczaj mu ustępuje. Ona zazwyczaj jest taka, że jak Daktyl ją jakoś za bardzo kąsa, czy próbuje zgonić, to dla świętego spokoju idzie gdzie indziej, albo odpowiada mu ze zdwojoną siłą, tak że aż kłaczki fruwają po mieszkaniu. A w przypadku książki było inaczej. Krótko i na temat. Teraz już te walki są mniejsze.


Adi: Zosiu?


Zosia: no?


Adi: A gdybyś na chwilkę przyjęła taką perspektywę, tak sobie teraz pomyślałam, że ta kocica robi coś dla ciebie..


Zosia: ojej…


Adi: to jakie byś mogła temu nadać znaczenie?

Zosia: Wiesz, pierwsze co mi się skojarzyło to moja ostatnia rozmowa z mężem odnośnie studiowania w Krakowie, otwierania swojego gabinetu. Gdyby ta książka miała symbolizować moją szkołę i to co robię dla siebie dzięki temu że jestem w szkole - to to jest właśnie takie moje terytorium. Właściwie dwa dni temu rozmawialiśmy sobie właśnie na ten temat, że to jest takie miejsce, do którego mój mąż ma ograniczony dostęp. W pewien sposób on jest blisko tego tematu: opowiadam mu o szkole, o atmosferze jaka tam panuje, on jest ciekawy jeśli chodzi np. o ustawienia i specyfikę naszego podejścia, często jest to przedmiotem sporów między nami. Jednak ja czuję, że to jednak jest moje i że to robię dla siebie. Więc tak jak ta Pepe broni książki, tak ja na ten czas bronię tej szkoły i siebie w szkole, jako czegoś tylko dla mnie i mojego. To jest pierwsze skojarzenie które mi się gdzieś pojawiło.

Drugi to jest ten oddech, który robi Pepe wchodząc na książkę. Chodzi o taki spokój, taki luz, który się pojawia gdzieś w ciele. Tak jak na tych zdjęciach. Pepe jest tam taka totalnie wyluzowana taki chill out, nie? Pierwsze moje skojarzenie, kiedy wysyłałam Ci mailem zdjęcia to słowa: „spójrz, jest się na czym wesprzeć”. Że to jest taka solidna, stabilna podstawa: możesz sobie na tym usiąść całym ciałem, a jak nie możesz całym ciałem, to możesz tylko łapę oprzeć, możesz tylko swój łepek na tym położyć, jak na poduszce. Ale to jest coś co jest dla ciebie. Coś co pozwala ci wziąć taki głęboki oddech od spodu całego ciała, od środka, z miednicy, i głośno westchnąć. Możesz sobie pozwolić na ten oddech najpierw przy tej książce, w Instytucie, w Naszej Szkole, grupie i z Wami wszystkimi z Instytutu. A potem widzisz, że zawsze możesz ten oddech sobie wziąć. Zawsze. Chyba to są dwa takie najważniejsze skojarzenia, związane ze znaczeniem tego wszystkiego. Nie wiem czy ma sens to co mówię, ale wzruszyłam się i to bardzo.... no. Muszę się przyznać, że do tej pory tak trochę humorystycznie traktowałam te moje kocury i historię z książką, no wiesz, jakieś znaczenia symboliczne, doszukiwanie się ukrytych sensów, i koty, które przemawiają (prawie jak Rademenes z „7 życzen”) tratata … Ale jak mnie zapytałaś, to te dwa obrazy same się pojawiły: raz o moim terytorium, a dwa, to jest ten głęboki oddech, który tak na marginesie dopiero w tym momencie naszej rozmowy pozwoliłam sobie wziąć.


Adi:a jak myślisz, co by się stało gdyby ona go od razu dopuściła na tą „Miłość”, gdyby on mógł zająć to miejsce tak po prostu jak wszystkie inne do tej pory? Bo ona do czegoś nie chce dopuścić nie? Tak sobie myślę, jak ona do czegoś nie chce go dopuścić to ona do czegoś tym samym nie dopuszcza, i zastanawiam się do czego...


Zosia: Co by się stało? Stało by się tak jak ze wszystkimi innymi miejscami... O ja p…..ę! On straciłby zainteresowanie. Bez metafor oczywiście, mówimy o kocurze i kocicy :-) Wspominałam już, że Daktyl, jak zajmuje jakieś miejsce, bez różnicy czy go kocica wpuszcza czy on sobie sam je znajdzie, to traci szybko tym zainteresowanie. Czy to jest kocyk który leży na kaloryferze, czy to jest fotel, każde inne miejsce, tasiemka, papierek do zabawy, które on zajmuje przeganiając ją lub nas zaraz traci zainteresowanie. Dostanie to co chce, chwilę się pocieszy, jest ta radość, na pewno, widać ją, ale po jakimś czasie się ulatnia. I teraz jak sobie myślę, o ja p…..ę, Ada.


Adi: a co się teraz z tobą dzieje, że tak powiedziałaś o ja pierdzielę?


Zosia: no wiesz co, bo patrzę teraz na tę rozmowę, którą miałam z mężem kilka dni temu i to są dosłownie dokładnie słowa mojego męża o nim samym, że on zdobywa coraz to nowe rzeczy, coraz to nową pracę, zlecenia, coraz bardziej prestiżowe miejsca, gazety ogólnopolskie, fajniejsze wywiady, ale to jest tylko radość na chwilę. I że to nie w tym rzecz. I że to nie daje mu szczęścia na dłużej. I to są dosłownie dokładnie jego słowa, no teraz wiesz, jak pytasz mnie o koty i o książkę, i o mnie, i o mojego męża, to trudno mi nie łączyć tego razem..


Adi: to trochę tak, że ta kotka ci pokazuje czego się trzymać, nie?


Zosia: no tak.. no tak.. tylko teraz mam taki dylemat, a właściwie natłok myśli. Nie wiem właściwie co sobie myśleć, w którą stronę odważyć się patrzeć. Może jak kocica siedzieć na tej książce i troszeczkę ją przytrzymywać i, powiedzmy, nie tak jak z mężem w związku, tylko trochę mniej tego dostępu do pewnych rzeczy dawać? Trochę ciężko jest mi myśleć o tym w ten sposób... ech…


Adi: wiesz co, ja sobie tak myślę, bo oni cały czas walczą o tą książkę, nie? I że ta kicia jest cały czas atrakcyjna z tą książką dla niego...


Zosia: tylko ciężko jest mi zmienić punkt widzenia na taki, że można nie dawać natychmiast, już! Do tej pory ja tak właściwie robiłam: byłam cały czas dostępna, przez wiele, wiele lat, zawsze byłam – o tak! Do dyspozycji i pod ręką. I było źle, w różnych sferach. Teraz to się zaczęło zmieniać, najpierw w trakcie indywidualnej terapii, teraz ze względu na szkołę. I tak ciężko mi jest przyjąć ten punkt widzenia, że można utrzymać miłość nie dając jej tak całej, nie wiem czy dobrego sformułowania użyłam, tylko zatrzymując ją cały czas gdzieś dla siebie.


Adi: jak tak rozmawiałyśmy to bardzo dużo rzeczy ci się na nowo pokazało, i że to samo przyjdzie.. że to nad czym się zastanawiasz przyjdzie tak pewnego dnia po prostu, jak się zrobi miejsce, jak coś będzie gotowe..


Zosia: tak, jak zwykle intelektualizuję to sobie… A właściwie to ta rozmowa jest dla mnie bardziej poruszająca, wzruszająca niż wydawało mi się, że może być... Dziękuję ci za telefon... Cieszę się, że zdjęcie dotarło... Jestem teraz strasznie poruszona, aż mi łzy poleciały... Dziękuję.

Jeszcze jedno: Pepe jest cała czarna i jak się do tej pory kładła na czymś, to wybierała czarne ubrania, kocyki. Książka jest czerwona. Co za zmiana!


Adi: ja ci też dziękuję, jestem poruszona. Pa


Zosia: pa.




Polski Instytut Psychoterapii Integratywnej MKN (PIPI)
ul. Pod Skałą 9, 30-237 Kraków, tel. 797-414-938, (12) 420 06 03

Instytut Psychoterapii MetaSystemowej (IPM)
ul. Pocieszka 6, 31-408 Kraków,
tel. 884 802 222